ŻYJEMY NA ARCHIPELAGACH | wernisaż

W dniu 28.06.2023 o godz. - 19:00


JACEK JĘDRAL
Szczecinek

Jacek Jędral to jest ogólnie długa historia. Gdyby nie on, nasza galeria albo wcale by nie wystartowała, albo zaraz po starcie solidnie by się potknęła. To było tak: Marcin mówi: Paweł, otwieramy galerię, na co ja mu mówię, że spoko, ale co my niby mamy w tej galerii powiesić. No to Marcin mi pokazuje obrazy Jacka na facebooku i mówi, że już pisał, że Jacek jakieś obrazy na wystawę zapewni, mamy tylko przyjechać. No to pojechaliśmy tam do tego Szczecinka i wyszło na to, że on wcale przy Szczecinie nie leży, ale to nieważne, Państwo sobie doczytają. Pojechaliśmy do Szczecinka, spotykamy Jacka, cześć, cześć, jak tam podróż, a dobrze; a jak tam obrazy, a też dobrze. No i dał nam tych obrazów prawie trzydzieści, ledwie nam się w bagażniku zmieściły. Od tamtej pory raz na rok jedziemy do Jacka i przywozimy nowe obrazy, chociaż te, co je dzisiaj Państwu pokazujemy, to akurat są z nami już od jakiegoś czasu, niektóre od samego początku. Aż ciężko opisać, jak wiele dla nas znaczą, jak bardzo są nam bliskie!

Ogólnie to malowanie Jacka to jest piękna sprawa. Sceny z nienapisanych, ciemnych baśni, pełne ciężkich kolorów i emocji, na tyle wyraźnych i mocnych, że nietrudno jest w nich coś odnaleźć. A co? To już zależy od patrzącego. Jakąś historię sprzed paru dekad, jakąś głęboko zakopaną tęsknotę, poczucie jakiejś ulgi, jakiegoś niepokoju. I są to rzeczy, do których Jacek dociera intuicyjnie, w tym swoim przenikliwym patrzeniu na świat i na siebie, które sam sobie wypracował.

 

BARBARA BRODA
Przeworsk

Z Basią Brodą historia jest taka, żeśmy się nieźle musieli nastarać, żeby przysłała nam chociaż parę swoich obrazów, a jak już te jej obrazy do nas przyszły, tośmy je rozpakowali i zamiast zawiesić w galerii, siedzieliśmy i gapiliśmy się przez czas jakiś, takie były piękne. Zresztą nadal są, bo spośród wszystkich prac podkarpackiej malarki, jakie przeszły przez nasze ręce, dziś pokazujemy właśnie te pierwsze, te na które z taką niecierpliwością czekaliśmy. A potem sama Basia do nas dotarła, a miała daleko, bo Przeworsk, jeśli ktoś nie wie, jest jedną stację kolejową za Rzeszowem, zatem, jak nie patrzeć, cała Polska do przejechania. Mimo to Gościliśmy ją tutaj już dwa razy, sami też na południowy wschód już jechaliśmy – jej obrazy wieszaliśmy zarówno tu, jak i tam. Pół tysiąca kilometrów pociągiem na wystawę – to jest coś pięknego!

 

Tak samo jak piękne jest to malowanie Basi. Ile razy już musieliśmy tłumaczyć, że to nie są zdjęcia, tylko obrazy olejne! I ten głęboko zakorzeniony realizm nie jest tu wcale najważniejszy, bo jeszcze głębiej sięga magiczne, pełne odrealnionej senności patrzenie na świat, które w podkarpackich krajobrazach pokazuje coś więcej. I ten kunszt pędzla zaledwie towarzyszy temu czemuś, co udaje się malarce uchwycić – a to w nagle zastygłym na niebie słońcu, a to w szeroko rozlanym morzu mgieł. Ma się to poczucie, że patrzy się na jakąś wielką, wielką tajemnicę. Proszę się przyjrzeć.

 

PAWEŁ ARMATA
Gogołów

Z Pawłem Armatą historia jest taka, że jak robiliśmy konkurs na TWOJĄ WYSTAWĘ, to pięć minut przed końcem zgłoszeń Paweł szedł spać i jak szedł spać, to Madzia, małżonka jego, mówi mu: wysłałeś to zgłoszenie? A on nie wysłał. No to szybko pobiegł, wysłał i zdążył. No a potem dostał wyróżnienie w konkursie i organizowaliśmy mu wystawę w Centrum Kultury i Sztuki w Kaliszu. Paweł przyjechał najpierw z pracami, potem na finisaż wystawy – za każdym razem przyjeżdżał z Podkarpacia. I powiemy Wam, że od razu nas chwyciło. Jest coś takiego, że czasem spotyka się kogoś i od razu się wie, że się będzie konie kradło i paprykarz jadło. No i mniej więcej na to wyszło. Paweł dostał też wyróżnienie w Pierwszym Salonie Wiosennym, a poza tym razem organizowaliśmy wystawę w Wiśniowej na Podkarpaciu i wkład Pawła był tam tak wielki, że dziś nosi dumne miano „Naszego Człowieka Na Wschodzie”. Świetny koleś, a do tego genialny i szalenie skromny twórca, organizator i kurator wystaw, pedagog, propagator kultury, mocno związany z krośnieńskim (i ogólnie podkarpackim) środowiskiem artystycznym. A jak byliśmy u niego na wakacjach i zaatakowały nas dwa szerszenie, to Paweł wziął ręcznik i poszedł na nie, jakby szedł na muchy. Poszedł i zatłukł. Mocno go polecamy!

 

Prace Pawła to najczęściej drewno, albo papier, złożone opowieści o świecie, prosto z tego świata czerpane. Stara się, żeby tworzywo jego prac zawsze posiadało jakąś historię. Drewno ze starych płotów, zużytych podkładów kolejowych, szkło z wyrzucanych okien, papier wielokrotnie przetwarzany. Bo nie ma przecież nic nowego pod słońcem, prawda? Prawda, ale prawdą jest też to, że wszystko pod słońcem jest wciąż nowe i świeże i trochę tej prawdy w pracach Pawła dostrzec można. Proste barwy, proste kształty, cięte i składane wciąż na nowo i na nowo, w nowe opowieści, których jeszcześmy nie słyszeli, chociaż przecież dobrze je znamy.

 

PATRYCJA BAJER
Piekary Śląskie

Z Patrycją Bajer wyszło tak, że zgłosiła się do udziału w Pierwszym Salonie Wiosennym, pokazała dwie prace, jedna z nich się sprzedała, a podczas odsyłania tej drugiej, usiedliśmy z Marcinem, naradziliśmy się i wyszło tak, że napisaliśmy do Patrycji, że dzień dobry, i czy nie chciałaby pokazać u nas nieco większej swoich prac w nieco dłuższym czasie. No to napisała, że chciałaby i że niebawem przyjedzie i przywiezie z sobą trochę prac. No to przyjechała i jak rozkładaliśmy te prace na podłodze, żeby móc wszystkie zobaczyć, to musieliśmy rozkładać w dwu turach, bo nam tej podłogi zabrakło. Kilkadziesiąt prac zostało u nas. Od razu złapaliśmy tez jakąś chemię, sprawiającą, że współpraca z Patrycją i wszystkie kontakty w międzyczasie, to jest dużo radości.

 

A jej prace, to jest coś niezwykłego – ich niezwykły eklektyzm sprawia, że wpasowują się w zasadzie w każdą przestrzeń. Z kolei niezwykła wyraźność, drapieżność i charyzma, które z nich biją, sprawiają, że jak już wpasują się w jakąś przestrzeń, od razu zagarniają tę przestrzeń dla siebie. Rozpychają się łokciami, przykuwają uwagę, są w zasadzie odporne na obojętność. To łączenie form, głównie kolażu i rysunku, doskonale sprzyja łączeniu treści i estetyk, które się na tych kartkach nieustannie odbywa.

 

OLENA HORHOL
Wrocław

Olena Horhol po raz pierwszy na naszym horyzoncie pojawiła się, gdy przysłała swoje zgłoszenie na TWOJĄ WYSTAWĘ, którą organizowaliśmy jesienią 2021. Jakim cudem nie została wówczas wyróżniona? Ciężko powiedzieć, głupio wyszło. Na szczęście Olena zjawiła się po raz drugi – przysłała swoje zgłoszenie na Pierwszy Salon Wiosenny. I gdy odpakowaliśmy jej obrazy, siedzieliśmy przed nimi i gapili się solidną połać czasu, zachwyceni. Dobrze już wiedzieliśmy, że z Oleną chcemy współpracować na dłużej i obrazy jej pokazywać gdzie tylko się da. Pojechaliśmy do niej, wpuściła nas do pracowni i pozwoliła wybierać, co chcemy (podczas wizyty jej kot odkrył, że styrta obrazów to całkiem ciekawa zjeżdżalnia), no tośmy wybrali. Obrazy wisiały już w naszej galerii, jesienią i zimą gościły w podkarpackiej Wiśniowej, teraz zaś trafiają do Synagogi. A jeśli odwiedzą nas Państwo w Antoninie, zobaczycie dwie kolejne, świeże prace, które autorka nadesłała na Drugi Salon Wiosenny. Coś pięknego!

 

Obrazy Oleny Horhol to olejne abstrakcje wykonywane charakterystyczną techniką, w której granice między treścią a tworzywem zacierają się. Grubo kładziona farba układa się w pełne ruchu, rozwiane, niezwykle lekkie kształty, przywodzące na myśl falowanie roślinności (stąd pewnie sztandarowy cykl w jej twórczości, mający w tej wystawie aż pięciu przedstawicieli – FLOWERING), zmierzwioną sierść jakiegoś zwierza, postrzępione struktury wszechświata i pewnie jeszcze wiele, wiele innych rzeczy. Olenie udaje się uchwycić czysty ruch, zawisły gdzieś między treścią a formą, czystą przemianę niesłychanie nieuchwytną. Dosłowność i alegoria w opowiadaniu o zmiennym świecie.

 

IZABELA SIEMIĄTKOWSKA
Warszawa

Sprawa z Izą Siemiątkowską jest całkiem zabawna, no bo nasze ulubione spośród jej obrazów sami musieliśmy wykopać i się o nie upomnieć. Było tak: najpierw Iza sama zgłosiła się do udziału w TWOJEJ WYSTAWIE, gdzie byłą jedną ze zwycięzczyń – jej prace wzięły nas szturmem, nie mieliśmy innego wyjścia. Wielkie przestrzenie, zawieszona w próżni mgła, wielkie, puste połacie ścian. I ogólnie formaty – duże formaty to były, każdy powyżej 130cm na długości. To dużo jest. No i zrobiliśmy z nią tę wystawę, a potem odwieźliśmy jej te prace, siedzimy w jej pracowni, gadamy, gada się fajnie i w ogóle, aż w pewnym momencie widzę styrtę małych płócienek ustawioną pod ścianą i się pytam co, to, no to Iza mówi że miniatury, no to pytam się czy mogę zobaczyć, a ona na to, że mogę. No to zobaczyłem i już od tego pierwszego wejrzenia uznałem, że te obrazeczki muszą zawisnąć na naszych ścianach. Marcin się zgodził, Iza też, potem zapakowała nam te miniaturki i przysłała, a myśmy wokół nich zrobili wystawę RÓJ jesienią i w sumie to one były inspiracją do tego roju.

 

Na wystawie zobaczyć można dwa bieguny twórczości Izy Siemiątkowskiej. Z jednej strony wielkie, minimalistyczne płótna, z drugiej miniaturki. I szokujące jest to, że obie te formy mieszczą w zasadzie tyle samo treści. To jest próba dostrzeżenia jakiejś prawdy w świecie. W prostych kształtach, w barwach, w plamach światła i cienia. Prawda mieszka w głębinie, powiada Heisenberg. I te skrawki zdają się być jakimiś ćwiczeniami w docieraniu do tej prawdy, w sięganiu do niej, podobne ćwiczenia, każde w swojej dziedzinie, winniśmy wykonywać codziennie.

 

MARCIN BIEGAŃSKI
Topola Wielka

Marcin Biegański. Sprawa z Marcinem jest taka, że nie może on usiedzieć. Czasem nagra jakiś film, czasem założy zespół i zacznie pisać piosenki, czasem robi zdjęcia, wywołuje je na płótnach, a potem po nich maluje. A czasem jest też tak, że Marcin przychodzi i mówi: ej załóżmy galerię. Właśnie tak – mniej więcej – wygląda geneza galerii Operis.Artis. Galeria żyje, rozwija się, tętni, już czwarty rok. I Marcin tak samo – żyje, rozwija się i tętni, ze swoim malowaniem od czasu do czasu przekracza kolejne granice, wkracza na nowe obszary, jest, ogólnie, dość odważny w swoich poczynaniach. Nie ma co się rozpisywać, można ogólnie powiedzieć, że to złoty chłopak jest.

 

Jego malowanie też jest złote, chociaż czarno białe. Marcin naświetla płótna, potem zamalowuje spore ich połacie, opowiadając historie tymi zakryciami, tymi brakami w świecie. Czasem jest to nawet brak samego świata – postaci unoszą się wówczas w czarnej, gęstej pustce, przemierzają nic. Zupełnie jak my sami. To jest świetne operowanie opowieścią i milczeniem, proszę się solidnie wpatrywać!

 

PAWEŁ ŁAZUTKA
Pabianice

Z Pawłem Łazutką spotkaliśmy się tylko raz, ale jego obrazy znamy już dobrze. Poznaliśmy go podczas organizacji TWOJEJ WYSTAWY, ale jego obrazy wisiały u nas także przy okazji Pierwszego Salonu Wiosennego, wystawy RÓJ, a także w ramach galerii miniatur w Restauracji Lido w Antoninie. Dziś pojawiają się w Synagodze. Paweł nie ukrywa, że jest samoukiem który (jak sam pisze), między 2000 a 2013 rokiem narysował dwa portrety i kilka pierdół. W roku 2013 odkrył malowanie farbami, co zresztą kultywuje do dziś, tworząc surrealistyczne prace w klimacie fantasy. Cieszy nas to niezmiernie.

 

Ilustracyjność prac Pawła, ich nierozerwalne połączenie z estetyką fantastyczną, prowokują do aktywnego zaprzężenia wyobraźni podczas oglądania ich. Krajobrazy magicznych krain z nienazwanych i nieopowiedzianych opowieści, nagłe zabawy z fakturą, klimat i nastrój, sprawiają, że prace Pawła przykuwają uwagę, pozostają w pamięci